Miesięczne archiwum: luty 2016

Przykra rocznica

Wydarzyło się to w Imbramowicach kolonii  Górnej.
Zima 1942/1943 była bardzo  mroźna i śnieżna, a na każdą zimę ściągały do wsi tabuny Cyganów, aby przeżyć ten trudny okres w roku. Bieda w  naszej okolicy była jak to w czasie wojny. Z wyżywieniem było ciężko, ale mieszkańcy Imbramowic przygarniali pod dach bezdomnych biedaków. Zwłaszcza jak ktoś miał jakąś wolną „komorę” w domu. Gdy się robiła wiosna to wszystko z dziećmi przenosiło się do lasu lub w wędrówkach grupami przemieszczali się w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia lub środków do życia. Wszyscy Romowie w Imbramowicach, którzy byli lokatorami u rolników nazywali się Kwiatkowscy. Czy to była prawda? A może ładnie brzmiało to nazwisko.

Zimą Cyganki wyruszały za granicę, która była koło Olkusza i handlowały czym się dało, żeby przynieść ze Śląska jakieś ciuchy lub drobne bibeloty. Tutaj po powrocie wymieniały ten towar na żywność i utrzymywały swoje dzieci i mężów. Mężowie spędzali dnie grając w karty na pieniądze, znosili drzewo z lasu, wykonywali jakieś drobne prace kowalskie, ostrzyli noże, naprawiali garnki. Umieli też pędzić samogon – bimber (no i pić). Kobiety cygańskie zajmowały się też wróżeniem i mąciły w głowach naiwnym ludziom, żeby przeżyć. Lubiły Romki z dziećmi coś porwać z domu albo z drobiu. Kiedy dzieci były niegrzeczne to ich rodzice straszyli: „Uspokój się bo Cię oddam Cyganom”.  Baliśmy się tego, ale patrząc dorosłymi oczami na Cyganów to mieli ciężkie życie.

A najgorsze przyszło 2 lutego 1943 roku w Święto Matki Boskiej Gromnicznej. Po południu najechało się Niemców do wsi i wyganiali Cyganów z tych domów, co mieszkali na posesję Jana Brzychcego. Tam też mieszkali Romowie. Spędzili łącznie 42 osoby – mężczyzn, kobiet i dzieci. Można sobie wyobrazić strach, płacz, zimno, śnieg i tęgi mróz. Przecież nie mieli ciepłych ubrań, ani butów. Większość dzieci nawet nie miało przy sobie matek, bo te poszły na handel do Zagłębia. Do kogo miały się biedactwa przytulić w ostatniej chwili życia? Ustawiono ich za chlewem w śniegu od strony zachodniej i wystrzelano.
W domu Władysława Oleksego na końcu wsi też mieszkali Romowie, ojciec z dwojgiem dzieci uciekł na strych i przez strzechę przeszli na dach licząc, że po ciemku ich kaci nie zobaczą. Jednak wypatrzyli na białym śniegu na dachu i zestrzelili – pospadali jak kaczki – niebożęta. Jaki tam był wrzask, jaki płacz, jaka trwoga i strzelaninam, tego nie można sobie wyobrazić.

Niemcy kazali ludziom wykopać na miejscu dół i zamordowanych zasypać ziemią. Leżeli tam do ok. 1950 roku. Staraniem Jana Brzychcego ekshumowano ich ciała i pogrzebano na nowym cmentarzu parafialnym w Imbramowicach. Tam usypano wspólny grób. Z biegiem lat przykopa malała, a drzewa samosiejki  wyrosły na wielkie buki. Na początku lat 90tych XX w. ks. proboszcz Stanisław Rutka ufundował ogródek metalowy – symboliczny grób Cyganów.

Jesienią w latach 70tych XX w. przyjechało do wsi kilka eleganckich limuzyn z Romami i mieli wielkie pretensje do Brzychcych za pogrom ich kuzynów. Dopiero sąsiedzi zaświadczyli o winie Niemców. Tutejsza ludność dawała Cyganom tylko schronienie na zimę, a mieszkańcy Imbramowic tak samo przeżyli horror tamtych dni.

(Barbara Głowacka)